Wiesz już, czym jest homelab.

Jak ustaliliśmy wcześniej, to bohaterskie rozwiązywanie problemów, których byś nie miał, gdybyś nie dotknął tego cholerstwa.
Niemniej trzeba mieć na czym to wszystko trzymać, uruchamiać i móc w nieskończoność naprawiać. Szczególnie, gdy nie jest zepsute. Zasada „nie naprawiaj sprawnego” obowiązuje bowiem jedynie w teorii. Bo czym jest update kontenera, który rozwala bazę danych? A będziesz to przerabiać, oj będziesz 🙂
Wymyśl/znajdź rozwiązanie problemu, który właśnie nie pozwala Ci zasnąć.
Może to miejsce na wrzucanie plików? Może chcesz podglądać obraz z kamerki w domu, ale słyszałeś, że używanie apek producentów to takie trochę niebezpieczne i w ogóle to idź pan w cholerę? Serwer Minecrafta. Każdy potrzebuje serwer Minecrafta. VPN? To się da zrobić w domu i nie muszę kupować!?!
Niezależnie od odpowiedzi, czeka Cię research. Powodzenie całej misji zwanej budową domowego kurwid… homelaba jest zależna od umiejętności poszukiwania informacji. I nie mówię tutaj o dokumentacji konkretnej technologii czy produktu, a o odnalezieniu tychże. Paradoksalnie instalacja WordPressa niewiele się różni od instalacji czytajki do RSS (a w Dockerze – właściwie to wcale). Chodzi tutaj o pewien rodzaj abstrakcji, pozwalającej na inne spojrzenie otaczającego nas świata, o zadawanie pytania „do czego to mi się przyda?”, odmienianego przez wiele rodzajów, czasów, przypadków, czy co tam z tym zrobić można. Nie znam się na tym, znam się na komputerach, ale jak usłyszę/przeczytam, że coś włanczasz to Ci przypierdolę starym Allied Telesisem AT8000S.

Lubię przykłady i nie inaczej jest w tym miejscu. Znajdź produkt, który pozwoli Ci zastąpić Netflixa w domowym kurwidołku.
Poszukiwania możesz zacząć w dość oczywistych miejscach.
Powinienem rozpocząć od „idź na forum i się zapytaj”. Ale mamy rok 2025 i fora dyskusyjne znikły jak moja wypłata, a do tego dysponujemy dużo fajniejszymi rozwiązaniami.
- Chat GPT/Copilot/Inne EjAj
To zaskakująco dobre rozwiązanie. Sam się broniłem przed używaniem tych narzędzi, ale obecnie są dostatecznie dojrzałe, aby używać ich w darmowej wersji z całkiem niezłym rezultatem. Niemniej nie poprzestawałbym na tym rozwiązaniu, a jedynie się sugerował w którą stronę pójść. Gdybym poprzestał poszukiwania wtyczki do WordPressa, która pozwala na ładne wklejanie kodu, na narzędziach AI, dawno byłbym chudszy o kilka dolarów, zły, że wydałem kilka dolarów i długo jeszcze zirytowany, bo wydałem kilka dolarów.
Ale dość dobrze nakreślił kierunek dalszych poszukiwań. Cholernie dużą zaletą tego rozwiązania jest umiejętność obsłużenia języka naturalnego, przeszukiwania sieci. A prompty dość naturalnie i szybko można nauczyć się formułować. To na początku dość dzikie podejście, ale serio, dobry początek.
Jednak mała uwaga na boku: te rozwiązania mają wadę w postaci kłamania. Takie produkty mają tendencję do wymyślania faktów, gdy odpowiedzią jest ‘nie wiem’. - Googlarstwo przemysłowe
Halo, rok 2005 i redakcja pani domu dzwoni, aby oddać im poradę! A jednak! To nadal chyba najlepsza metoda na dość dokładne przeczesywanie stron internetowych. Do tego działa często o wiele lepiej, niż szukajki na stronach branżowych. Nie oszukujmy się, jeszcze kilka lat temu byłby to punkt 1 tej wyliczanki. - Reddit i wspaniała, zajebista, mega grup… WRÓĆ. Reddit i wspaniały, zajebisty, mega subreddit r/homelab, r/selfhosted i r/linux.
To znowu dość kontrowersyjne, ale to świetne miejsce na inspirację, zdobycie wiedzy i wymianę doświadczeń. Uwaga: nie kupuj szafy rack po kilku dniach przeglądania tych subredditów. Nie, i już, nie rób tego. - Blogi i inne strony internetowe.
To dobre, bardzo dobre miejsca na zdobywanie wiedzy, o ile ta jest podana w zrozumiały i przystępny sposób. Celowo nie wymieniam tutaj argumentów pokroju profesjonalizmu i sprawdzonych źródeł bo to samodzielnie szybko zweryfikujesz, rozwalając sobie pół sieci albo głupi ryj, obrywając wspomnianym wcześniej switchem. Serwisy, które przejdą przez to sito pozostaną z Tobą na długo.
Oczywiście to nie jest wiążące i niepodważalne. Znajdzie się prawdopodobnie 69 różnych innych źródeł, ale odpowiedz mi z ręką na serduszku: kiedy ostatni raz ręcznie przeszukiwałeś wszystkie źródła? Najczęściej skończysz po 3-4, bo znajdziesz to, co Cię usatysfakcjonuje, albo walniesz tym w kąt i nigdy* nie wrócisz.
* w przeciągu tygodnia wrócisz. Ciekawość nie pozwoli się wycofać.
Pan ChatGPT i wujek Gógl prawdopodobnie podsunął Ci Plex albo Jellyfin. Ciepło.
Jakie pułapki na mnie czekają?
Prawdopodobnie kupisz za mocny komputer, wykupisz zbyt tłusty hosting albo wydasz pieniążki na za drogą domenę, z którą jeszcze przez pół roku nie będziesz wiedział co zrobić.
Zaraz, jak to za mocny komputer? Tak naprawdę to dość mocne uproszczenie. Przyjmuje się, że mocne jednostki to prądożerne jednostki. A duże zużycie prądu nie jest tym, co nas podnieca (a bronciepanieborzu płacić za to), więc hamuj. Czasami niskonapięciowy Celeron z czterema jajami (a może to Pentium?) jest zupełnie wystarczający, szczególnie, że wciągnie 1/5 tego, co tani Xeon.
Chyba, że chcesz kręcić na tym klastry wysokiej dostępności na Windowsie Server. Zakładam jednak, że chcąc to zrobić, nie będziesz siedział w takim plebejskim miejscu, jak ten blog.
Zapomnij też o podejściu znanym z komputerów do gier. Większe znaczenie ma to, czy masz sporo pamięci RAM i dyski w RAID, niż to, że karta graficzna ogarnie nowego Indiana Johnsa w 4k i ultra. Znaczy się, da się i to się może przydać i uda się to wykorzystać, ale powoli. Mój obecny serwer nie posiada nawet układu graficznego (nawet w procesorze)!
Unikaj też zbyt nowych technologii. Zakładam, że jeśli jesteś tutaj, to chcesz wpłynąć też na swoje życie zawodowe, może rozpocząć coś, co przyniesie Ci więcej pieniędzy. Na prawdę, kolejna aplikacja do liczenia kalorii, napisana w jakimś egzotycznym frameworku, posadzona na jeszcze egzotyczniejszej dystrybucji Linuxa będzie kulą u nogi. I to taką wytarzaną w gównie.
Sprawdź, na czym ludzie budują fajne i dojrzałe aplikacje. Znajdziesz tam Debiana, Ubuntu, Fedorę, Redhata, które opędzlują euro-paletę kontenerów Dockera, w których hula kilka instancji WordPressa, Jomli, rozwalane NginxProxyManagerem albo innym Traefikiem.
Widzisz? Nie ma w tej wyliczance HanahBarberaLinux z GoldenDildoContainer i dzikiego CMS, którego dokumentację zjadł dawno pies, a błędy pozwalają na wtrzyknięcie dropa w bazę danych, bo twórca nie załatał SQL Inserta w szukajce.
Nie brnij w ślepe uliczki i trzymaj się czegoś, co nazywa się industry standard.
Jellyfin. Trochę toporniejszy, ale jakiś taki swojski się wydaje.
Czy potrzebuję dużej i głośnej szafki serwerowej?

Taka szafka to szafka rack. Potocznie po prostu rack. Nie. Nie potrzebujesz tego u siebie. Podobnie jak wielu innych rzeczy, ten badziew w Twoim pokoju jest (przynajmniej na samym początku) absolutnie zbędny. Skup się na pececie albo cienkim kliencie, olej temat zamykania tego w szafie.
Rack ma dużo zalet. Świetnie się zarządza urządzeniami, ma standardowe wymiary (co powoduje, że nie ważne czy masz switcha czy macierz dyskową, wepchniesz to w tę samą szafę), cable management może wyglądać zajebiście, a migające lampki mogą być świetnym akcentem nadającą nastrój pomieszczeniu.
Nikt nie wspomina jednak, że urządzenia tam zamknięte są projektowane do działania w dość niewielkiej, zamkniętej przestrzeni. Nadal nie widzisz o co chodzi? Są piekielnie głośne. Oczywiście nie wszystkie urządzenia, ale jak wpadniesz na pomysł wpakowania do takiej szafy używanego switcha Allied Telesis A8000S wraz z serwerem od Della modelu bliżej mi nieznanego teraz ale posiadającego obudowę 1U, szybko zrozumiesz, że hałas jest nie do zniesienia. Nikt też nie przejmuje się tam szczególnie zużyciem energii. To ma wpierdalać prąd, bo ma zarabiać na siebie. Montując to w domu, a szczególnie w mieszkaniu nie mając do tego odpowiedniego pomieszczenia, infrastruktury, oddzielenia od miejsca życia, szybko dostrzeżesz, że papiery na stole dotyczą rozwodu, dzieci zrosną się do reszty ze słuchawkami a pies w toku przyspieszonej ewolucji sam zacznie używać słuchawek z wyciszaniem szumów. U sąsiada. W wiosce obok. Obok granicy węgiersko-austriackiej.
Nie rób tego, nie na początku. Na prawdę.
Czy muszę wywalić swój router i instalować coś od Mikrotika albo Ubiquiti?

Tak, obowiązkowo. W przeciwnym wypadku przyjedzie Homelab Milicja i zamknie winnego wraz z rodziną 3 pokolenia wstecz i 2 w przód.
Na początku wystarczy ogarnięcie, jak przekierować porty na istniejącym już urządzeniu.
A i to można ominąć różnymi rozwiązaniami. Cloudflare ma produkt znany jako Zero Trust na ten przykład, a nie są jedyni proszę ja Ciebie.
Po prostu pamiętaj, żeby nie wywalać niczego w DMZ (strefę zdemilitaryzowaną). Po prostu tego nie rób, chyba, że nie masz innego wyjścia. Albo testujesz coś. Poza tymczasowym działaniem, nie rób tego. Po prostu.
A muszę cokolwiek kupować?
Tak, prąd, chyba, że masz to za darmo.
Tak długo, jak coś dłubiesz na boku i tego nie uruchamiasz produkcyjnie, tak długo wystarczy maszyna wirtualna na Twoim już istniejącym komputerze. Jeśli pozwoliłeś Twojemu komputerowi opuścić rok 2008, prawdopodobnie to, co masz będzie wystarczające, aby odpalić jakiegoś Linuxa w Virtualboxie. Znam ludzi, którzy w całkowicie zwirtualizowanym środowisku uczyli się z sukcesami Cisco CCNA.
Uruchomienie czegoś, co zadziała dłużej, niż 30 minut prawie zawsze wymaga jednak komputera pracującego cały czas. Po prostu przemyśl ten ruch dobrze. To wygodne podejście.
Inna sprawa, że zakup oddzielnego kompa da Ci trochę wolności. Nie popsujesz czegoś, co służy Ci na co dzień. To zdejmuje pewne kagańce i odblokowuje nową umiejętność jak spierdolę to naprawię.
Spróbuj najpierw uruchomić Ubuntu w wersji Live na maszynie wirtualnej.
Będzie kontrowersyjnie. Po kolei.

Nie instaluj, tylko uruchom Ubuntu. Wejdź w tryb pełnoekranowy, wejdź do internetu. Zirytuj się, że kursor trochę klatkuje. Uruchom polecenie w terminalu:
sudo rm / -rf --no-preserve-root
I zobacz co się stanie. Potem wyjdź z trybu pełnoekranowego i wyłącz to w cholerę. Wiesz co zrobiłeś?
Właśnie zwirtualizowałeś cały system operacyjny, przydzieliłeś mu jakieś zasoby, wystartowałeś maszynę a następnie, po krótkim działaniu, popsułeś i uśmierciłeś.
To cholernie dużo.
A teraz powtórz to, począwszy od uruchomienia nowej wirtualki, tylko nie dopisuj:
--no-preserve-root
Brawo. Właśnie dowiedziałeś się, że rm domyślnie nie pozwala na zrobienie krzywdy plikom i folderom na partycji root, że polecenie w linuxie może mieć różne zachowania i można tym sterować, a także jak usuwać katalogi i pliki.
Co prawda powinienem pokierować Cię w odwrotnej kolejności, ale wysadzenie żywego systemu w powietrze jest mega fajne, nie?
To cholernie dużo. A to tylko żart prowadzącego.
Protip od autora

Zainteresuj się na początku czymś, co będzie dość proste w uruchomieniu, będzie w kontenerze, dokumentacja nie spowoduje zawału, a twórcy (i społeczność) dowożą praktycznie gotowe rozwiązania.
Co to takiego? Homarr. Świetna aplikacja, w której tworząc tzw. dashboardy możesz stworzyć swoją stronę startową w przeglądarce.
Zastanów się:
- Wygląda zajebiście. Kropka;
- Jest całkiem funkcjonalny, to Ty decydujesz, co będziesz widział i klikał po uruchomieniu przeglądarki;
- Widżety i ich ustawianie – chcesz ikonki do serwisów? Proszę bardzo. Chcesz widzieć, czy ten serwis jest online? Bang! Jakieś newsiki siorbane RSS? No ba!
- Wygląda epicko. Handluj z tym.

Oczywiście projekt jest w fazie rozwoju, natomiast jest zupełnie wystarczający do wystartowania w domowych warunkach. Nie wymaga chorych zasobów, jest responsywny i wspaniale współpracuje ze skalowaniem strony w zależności od wyświetlacza.
Link do projektu znajdziesz tutaj, a na blogu już niebawem pojawi się wpis, jak to cholerstwo posadzić. I dlaczego można zrobić to trochę lepiej.
0 komentarzy